Wpatruję się w sklepową półkę od dobrych kilku minut, nie mogąc w ogóle się zdecydować. W dłoni ściskam marne grosze, a niestety mój kobiecy organizm zmusza mnie do dokonania zakupu. Boli mnie brzuch i jestem rozdrażniona. To kolejny dzień okresu, a ja wciąż czuję się okropnie. Nie dbam o mój zewnętrzny wygląd, ale brakuje mi wewnętrznego spokoju i komfortu. Zirytowana bezczynnym sterczeniem, ściągam z półki paczkę tańszych podpasek, ruszając w kierunku kasy. Jest to mały sklep na obrzeżach miasta. Zatrzymują się tu przejeżdżający drogą kierowcy, by skorzystać z łazienki, niż by cokolwiek kupić. Rzadko tu przychodzę, jednak tym razem moja menstruacja zmusiła mnie do niespodziewanych odwiedzin.
Jestem jedynym klientem. Sklep jest pusty. Wlokę się w kierunku kasy, gdzie za ladą siedzi znudzony mężczyzna. Jest młody, może niewiele starszy ode mnie. Czyta gazetę, na której okładce widać kobiety w bikini. Przyglądam mu się. Czy zamierza mnie ignorować? Czy w ten sposób okazuje bunt? Z pewnością wolałby spędzać inaczej ten czas. Kiedy w końcu podchodzę wystarczająco blisko by mnie zauważył, unosi wzrok. Odkłada gazetę na bok, nic sobie z tego nie robiąc. Jego włosy z pewnością są farbowane. Widzę ciemne odrosty na czubku jego głowy. Dłuższe kosmyki opadają mu na czoło. Zaczesuje je więc do tyłu, puki ponownie nie opadną. Robi tak w kółko. W jego uchu połyskuje kolczyk. Dlaczego muszę ciągle natrafiać na dziwaków.
Kładę podpaski na ladzie, a potem zostawiam pieniądze. Bez słowa wydaje mi resztę, a potem znów sięga po gazetę.
Wychodzę ze sklepu, ukrywając swój nowy nabytek głęboko w kieszeni bluzy. Mieszkam blisko lasu, w sporym domu, otoczonym drzewami. Będąc dzieckiem uważałam, że to magiczne miejsce, jednak teraz wiem, że to nieprawda. Dojeżdżanie godzinę do miasta nie jest magiczne. Tak samo jak ciągłe problemy z brakiem prądu. To całkowite przeciwieństwo magii. Właśnie dlatego muszę chodzić do małych, głupich sklepów i napotykać na swojej drodze znudzonych sprzedawców, którzy tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że moje życie pozbawione jest całkowicie sensu. No i jeszcze ten nieznośny okres!
Powrót do domu na piechotę zajmuje mi około pół godziny, jednak kiedy tylko wychodzę na dwór, czują na twarzy krople deszczu. Chmury zbierały się na niebie już od dłuższego czasu, jednak namiętnie to ignorowałam. Teraz bardzo tego żałuję. Naciągam kaptur na głowę, ale to niewiele daje. Moje nowo zakupione podpaski będą nadawać się do wywalenia. Rozpacz zastępuje gniew. Chcąc czy nie, wracam do sklepu. Otwieram ze złością drzwi, a wtedy dzwoneczek nad moją głową odzywa się nerwowo. Staję w kącie i czekam, bo tylko to mi pozostaje. Krzyżuję ramiona na piersi, a po chwili jestem świadkiem jak irytujący deszczyk zamienia się w ulewę.
Czuję się niezręcznie, choćby dlatego, bo jestem tutaj sama. Oczywiście nie licząc tego sprzedawcę, który zbyt pochłonięty jest czytaniem magazynu z gołymi laskami, by zauważyć tą nagłą zmianę pogody. Może nie zauważy również i mnie.
Sprzedawca w końcu odrywa się od swojej lektury. Słyszę jak zamiata podłogę. Znika między regałami. Wsuwam ręce do kieszeni, zaciskając palce na paczce podpasek. Zerkam przez ramię z czystej ciekawości, jednak w tej samej chwili dzwonek nad moją głową odzywa się niespodziewanie. Drzwi otwierają się gwałtownie. Cofam się wystraszona, bo prawie wpada na mnie wchodzący do środka chłopak. Zaskoczony zmierza mnie groźnym wzrokiem, jakby to, że tu jestem było przestępstwem. Jest przemoczony. Deszcz musiał tak samo zaskoczyć go jak mnie. Gapi się na mnie, a przecież wyglądam całkiem normalnie. Nie wyróżniam się z tłumu. Jestem raczej szarą plamą. Jego policzki tak nagle się czerwienią. Cofa się jak oparzony i ucieka w stronę regałów, zostawiając za sobą mokre ślady. Kolejny dziwak.
Nie mija dużo czasu, a drzwi otwierają się ponownie. Podejrzewam, że nagłe odwiedziny sklepu są spowodowane deszczem, który najwidoczniej zaskoczył nie tylko i mnie. Jest to dla mnie jedyna słuszna wersja, bo po co ktoś miałby odwiedzać ten mały sklep? Zerkam za siebie, a wtedy widzę kolejnego mężczyznę i kobietę. Wyraz jej twarzy bynajmniej nie sugeruje zniesmaczenia pogodą. Wygląda na zadowoloną. Idzie pewnie przed siebie, znikając między regałami. Słyszę głosy, jednak i tak nie rozumiem żadnych słów, bo stoję za daleko. A z resztą, nie zależy mi na podsłuchiwaniu. Odwracam speszona wzrok. Ile ja bym dała, by wyglądać jak ta dziewczyna! Jest niska, ale całkiem krągła. I ma piękną twarz! Wciskam dłonie w kieszenie bluzy, czując jak moje policzki pokrywają nieznośne rumieńce.
To musi być jakieś tajemnicze zgromadzenie. Jestem teraz tego pewna, bo sprzedawca nie wychodzi zza regału od dłuższego czasu. Musi znać przybyłą trójkę. Nie wnikam w to. Deszcz ciągle dudni i nic nie wskazuje na to, by przestał. Głośno wzdycham, rzucając szybkie spojrzenie za siebie. Słyszę kroki. To oni. Tym razem idą do drzwi, ale we czwórkę.
— Zamykam — słyszę. Mężczyzna, który jeszcze nie tak dawno sprzedał mi podpaski, kręci wokół palca klucze. Widzę jak seksowna blondi wtula się w jego ramię. Muszą być parą!
Kulę się, zerkając w stronę okna. Mam wyjść? W taką ulewę?
— Nie masz gdzie pójść? — wtrąca dziewczyna. Wysuwa się do przodu, pochylając w moją stronę. Kiedy tak przy mnie stoi, czuję się jeszcze gorzej. Jest za piękna! Ma duże, zielone oczy. To aż nielegalne by być tak zmysłowym i pięknym!
Kiwam głową, nie wiedząc co w ogóle odpowiedzieć.
— Weźmy ją ze sobą! — oznajmia. Brzy mi to co najmniej podejrzanie, ale nie mam nawet czasu na namysły. — Thor ma samochód! Mieszkasz na obrzeżach? Pewnie zaskoczyła cię ulewa, prawda? Możemy zawieźć cię do domu — mówi. Jest zaskakująco pewna siebie. Nawet nie musi pytać swoich przyjaciół o jakiekolwiek pozwolenie. Sama nie wiem co o tym myśleć. Czy słusznie powinnam się obawiać? W końcu tylko proponuje mi pomoc. Byłabym kretynką, gdybym jej nie przyjęła. No i jest boska! Mam odmówić komuś takiemu?
— Kassy, jesteś natarczywa — burczy cicho chłopak stojący za nią. To on przyszedł z nią jednocześnie do sklepu. Uderza mnie ich podobieństwo. Prawdopodobnie są rodzeństwem. Ma tak samo nieziemskie, zielone oczy. Muszą być spokrewnieni!
— Nie chcę przeszkadzać... To dla mnie żaden kłopot — zapewniam, nie chcąc być piątym kołem u wozu. Z pewnością mają plany na ten dzień. Tylko bym je im pokrzyżowała.
— Ależ skąd! I tak wybieramy się na obrzeża! Wysadzimy cię po drodze. Chyba się nas nie boisz... — mówi nagle, przyciskając dłoń do piersi. Och... Oczy jej błyszczą, a wargi lekko drżą. Nie potrafię jej odmówić! Czy powinnam być podejrzliwa? Dlaczego mam odmawiać pomocy?
— Dziękuję. Jeśli to nie kłopot... — oznajmiam. Kassy uśmiecha się szeroko. Łapie mnie pod ramię, co mnie zawstydza.
— Jestem Kassy! Miło mi cię poznać — mówi.
— Jerry — burczę. Kassy odwraca mnie do swoich przyjaciół. Wskazuje palcem sprzedawcę.
— To Thor — mówi, po czym przesyła mu buziaka. Teraz nie mam wątpliwości co do tego, że się spotykają. Przesuwa palcem na swojego krewnego. — A to mój brat, Nic — dodaje. Potakuję, lekko zawstydzona. — A ten dojrzewający osobnik, któremu buzują hormony to Cush — śmieje się cicho, wskazując na chłopaka, który przyszedł tu jako pierwszy. Kuli się, a jego policzki pokrywają rumieńce. Wsuwa dłonie do kieszeni i nie odpowiada. Nie wiem co znaczą słowa Kassy, ale najwidoczniej Cush ma uraz do dziewczyn. Kiedy tylko minął mnie, wchodząc do sklepu, poczułam na sobie jego zdezorientowany wzrok. Mimo wszystko uśmiecham się, by nie wyjść na dzikuskę. Może i nią jestem, ale nie zależy mi by tak szybko się o tym dowiadywali.
*
Kassy jest boska. Uwielbiam ją i jestem w stanie wejść za nią w ogień, mimo że dopiero co się poznałyśmy. Babskie pogaduchy wystarczają w zupełności. Czuję, jakbyśmy znały się od zawsze. Jest taka otwarta i miła. Nawet zaczynam przyzwyczajać się do towarzystwa Thora, Cusha i Nica. Nie są tacy źli. Jedno jest jednak pewne. Nie mogą równać się z Kassy.
Siedzę przy Kassy na zapleczu. Mój powrót do domu może poczekać. Sklep jest już zamknięty, więc Thor nie musi przejmować się klientami. Mam jednak wrażenie, że zaczyna się niecierpliwić. Mimo wszystko stoi tylko oparty o framugę drzwi i czeka, a ja i Kassy plotkujemy dalej. Z każdą chwilą czuję się jednak coraz mniej zręcznie. Chodzi o Cusha. Od samego początku wydaje mi się dziwny. Kiedy nasz wzrok spotyka się, całkiem przypadkowo, nerwowo odwraca wzrok, w dodatku jego policzki pokrywają rumieńce. Chodzi o mnie? Nie lubi mnie? A może się mnie wstydzi? Musi być zirytowany. Jestem pewna, że popsułam mu plany.
Wsuwam dłoń do kieszeni bluzy, zaciskając palce na podpaskach. To nie możliwe, by Cush to zobaczył czy cokolwiek usłyszał, a mimo wszystko gapi się na mnie, jakby doskonale wiedział co tam chowam. Oczywiście podpaski nie są wcale rzeczą, z której należałoby się śmiać. Mimo wszystko kulę się. Może faktycznie mnie nie lubi?
Myśl o podpaskach sprawia, że mój brzuch zaczyna wariować. Do tej pory czułam się dobrze. Dlaczego moje samopoczucie musi psuć się właśnie teraz? Zginam się lekko, zaciskając wargi.
— Och! W porządku? — pyta zatroskana Kassy. Potakuję, wymuszając słaby uśmiech.
— Ja tylko... Chciałabym skorzystać z łazienki — dukam. Uśmiecha się do mnie szczerze, po czym odwraca w stronę Chusa.
— Zaprowadź Jerry! — mówi i aż się wzdrygam. Wolę iść sama. Chłopak reaguje bardzo podobnie do mnie. Spina się, jednak nie odzywa się w ogóle. Zastanawiam się czy w ogóle zamienił jakiekolwiek słowo, odkąd wszedł do sklepu. Nawet nie wiem jak brzmi jego głos.
— Nie ma takiej potrzeby, mogę iść sama... — zapewniam. Chyba nie jestem przekonująca.
— Jesteś taka blada! Lepiej jak w pogotowiu będzie jakiś mężczyzna — wyznaje, po czym rzuca spojrzenie Cushowi. Chłopak, jakby za sprawą jakiegoś zaklęcia, podnosi się i idzie w moim kierunku. Kassy jest naprawdę niesamowita! Ma w sobie niesamowitą siłę, ale i wdzięk.
Wychodzimy z kantorka. Mimo, że nie byłam tu wcześniej, domyślam się, gdzie może znajdować się łazienka. Zatem eskorta Cusha wydaje się całkowicie zbędna. Nie chcę jednak nic mówić. Tak jest lepiej. Widzę pojedyncze drzwi, więc bez wahania naciskam klamkę i wchodzę do środka. Wiem, że Cush nie wraca. Prawdopodobnie opiera się o ścianę. Słyszę jego głośne westchnięcie.
Szybko radzę sobie ze swoimi kobiecymi sprawami, by nie wprowadzać Cusha w większe zakłopotanie. Podejrzewam, że i tak się irytuje. Wychodzę zatem prędko z łazienki. Jego widok jest jednak niepokojący. Tym razem nie kończy się na rumieńcach. Jego cała twarz jest czerwona, łącznie z szyją, na której pojawiają się rumiane plamy. Jego mina także nie zdradza niczego dobrego. Musi być wściekły. Chyba na mnie. Oddycha głęboko, a ja przez chwilę zastanawiam się czy nie ma żadnego problemu. To jednak pomaga mu się uspokoić. Rumieńce znikają i przynajmniej teraz wygląda już trochę lepiej. Bez słowa rusza przed siebie, więc muszę go gonić.
Kiedy docieramy do reszty, widzę że Kassy jest już gotowa do wyjścia. Mimo, że wcześniej naprawdę chciałam wrócić do domu, czuję zawód, że musimy przerwać nasze ploty. Po prostu cicho wzdycham i do nich dołączam.
*
Pogoda jest paskudna. Leje jeszcze bardziej niż przedtem i nic nie widać przez ścianę deszczu. Wsiadamy do dużego samochodu, którego marki w ogóle nie znam. Wygląda na starego, ale jest zadbany. Ma siedem miejsc, więc bez problemy się mieścimy. To Cush siada za kierownicą. Chwilę temu rozmawiał długo z Thorem. Zapewne o tym, który będzie prowadził. Thor zatem siada z tyłu wraz z Kassy. Nic zajmuje miejsce z boku, a ja po prostu siadam po drugiej stronie.
Znów słyszę te głośne westchnienie. Nikt nie zdaje się zwracać na nie uwagi. Może nie powinnam tak się przejmować? Może Cush taki jest? Może po prostu nie lubi dziewczyn, na dodatku obcych. Zaciskam palce na fotelu, starając się skupić na czymś innym. Dudniący o dach samochodu deszcz odwraca moją uwagę od myśli o chłopaku. Wpatruję się w pracujące wycieraczki. Droga jest pusta. W okolicy nie ma domów. Trzeba przebyć naprawdę długi odcinek, by dojechać do miasta. Sklep jest jedynym punktem w tej okolicy. Mój dom jest jednym z niewielu, który znajduje się w pobliżu lasu. Nie mam nawet sąsiadów.
— Cush, uważaj! — krzyczy nagle Kassy. W tej samej chwili coś nami wstrząsa. Chłopak hamuje gwałtownie. Jestem w szoku i dopiero po chwili dociera do mnie, że coś potrąciliśmy. Łapię się za pierś, oddychając głęboko, by uspokoić walące głośno serce. To musi być jeleń. Często wyskakują na drogę. Pewnie zwabiły go światła reflektorów.
— Cush?
Wszyscy są cali. Uspokajam się, rozglądając dookoła. Widzę jak Cush pochyla się lekko nad kierownicą. Słyszę tylko głośne dudnienie dobiegające z jego piersi. Włosy opadają mu do przodu. Unosi trzęsące się ręce. Może i uważałam go za dziwaka, ale teraz czuję ogromny żal. To dla niego szok, pewnie większy niż dla nas. Mimo, że wiem, że chyba mnie nie lubi, wyciągam rękę w jego kierunku, kładąc ją na jego ramieniu.
— W porządku. Nic się nie stało... — zapewniam. Mam wrażenie, że mnie nie słucha. Odpina pasy, po czym otwiera drzwi. Wciąż leje. — C-cush...
— Cush, nie wychodź. To nie ma teraz sensu... — mówi Thor. W jego głosie słyszę niepokój. Chłopak go ignoruje. Wychodzi na ulice, po czym obchodzi samochód. Kuca. Wszyscy jesteśmy przejęci, nawet ja. Każdy z nas opuszcza samochód. Kulę się przy Kassy, która naciąga na głowę bluzę Thora. Moje oczy otwierają się szeroko. To wcale nie jest jeleń! W pierwszej chwili myślę, że to pies, ale mylę się. To wilk. Jestem zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że są tak blisko ludzi. Ma piękne jasne futro, ale...
Wilk wygląda pięknie, o ile w ogóle mogę tak powiedzieć. Leży w bardzo swobodnej pozie, jakby spał. Nie widać żadnej krwi, ani jego wnętrzności. Czuję żal. To przykry widok.
Cush klęka nagle. Widzę jak wsuwa ramiona pod ciało wilka. Reaguję nerwowym jękiem. Przecież to może skończyć się katastrofą! Rozumiem, że czuje smutek, ale to lekkomyślne! Jeśli wciąż żyje? On jednak zdaje się to ignorować. Unosi łeb wilka, wsuwając palce w jego posklejaną sierść.
— Cush, wracajmy...
— Nie — odpowiada. Dociera do mnie, że to pierwsze słowo jakie pada z jego ust. Jego głos jest przepełniony goryczą. — Zostanę — dodaje. Dźwiga wilka z ziemi. Mimo, że zwierze wydaje się być ciężkie, unosi je bez problemu i przyciska do piersi. Wszyscy patrzą na siebie nerwowo, a ja to czuję.
— Cush, wracajmy — poleca nerwowo Thor. Chłopak kręci głową.
— Jedźcie sami — odpowiada, po czym wchodzi do lasu. Jestem zaskoczona. Dlaczego nikt go nie zatrzymuje! To szaleństwo! Przecież skoro na drogę wyskoczył już jeden wilk, to znaczy, że może ich tu być więcej! Na dodatek ta pogoda... Rozglądam się wkoło, ale nikt nie reaguje. Wszyscy wydają się być wyciszeni. Każdy z nas to przeżywa, ale przecież nie możemy zapominać o rozsądku!
— Pójdę po niego — oznajmiam, po czym biegnę za Cushem. Uważam, że jestem w stanie go przekonać do powrotu. Ktoś w końcu musi.
Nie muszę zapuszczać się daleko. Widzę go. Klęczy na ziemi z wilkiem na kolanach. Pochyla się i szlocha. Jest wrażliwy. Wciąż mnie to szokuje, bo nie wygląda na taką osobę. Mimo wszystko podchodzę bliżej. Czuje ujmuje pysk zwierzęcia i gładzi go. Zagryzam wargi, podchodząc bliżej. Chcę coś powiedzieć. Coś, co podniesie go na duchu. Ale w głowie mam pustkę. Słyszę za sobą kroki.
— Cush, wracajmy — powtarza Thor. Wraz z Nicem podchodzą do niego. Kassy natomiast przeskakuje nad korzeniami, by do nas dotrzeć. Otulona jest już drugą kurtką. — To nie ma sensu, jedźmy dalej.
— Jedźcie beze mnie — burczy, nie zwracając na nas uwagi. Już otwieram usta, by coś powiedzieć, ale Thor mnie ubiega.
— Zostawcie nas samych — poleca dosyć ostro. Po chwili wyraz jego twarzy łagodnieje. Odwraca się przez ramię. — Wróćcie do samochodu. Zaraz do was przyjdziemy — zapewnia. Potakuję więc, wycofując się. Niepotrzebnie tylko się wtrącam. Lepiej jak sami to załatwią między sobą. Może on będzie w stanie przemówić Cushowi do rozsądku.
Kassy chwyta mnie pod ramię, a wtedy razem idziemy w kierunku samochodu. Jesteśmy wszyscy całkowicie przemoczeni, bo wystarcza kilka chwil spędzonych na dworze, a deszcz nie pozostawia na nas suchej nitki. Nic od razu włącza ogrzewanie. Siedzimy dalej w ciszy. Nie czuję się na siłach by cokolwiek mówić. Milczenie jest w tej chwili dobrym rozwiązaniem.
Nie wiem ile mija czasu. Może kilka minut, a może godzina? Thor i Cush wracają. Jednak wilk wciąż znajduje się w jego ramionach. Otwiera tylne drzwi, a wtedy widzę w rękach Thora worek. Wsuwają do środka ciało zwierzęcia, a następnie kładą na tylnych siedzeniach. Thor przechodzi na miejsce za kierownicą.
— Jerry, usiądź z przodu — zwraca się do mnie. Jestem zaskoczona jego poleceniem, ale nie protestuję. Może proponuje to, bo wie, że to dla mnie ciężkie? Siadam z przodu, zapinając pospiesznie. Zerkam tylko w lusterko. Cush siedzi z workiem na kolanach, a Kassy i Nic obok niego. Trzymają ciało, by nie spadło. Nie rozmawiamy. Nie chcę rozmawiać. Nikt nie chce. Deszcz jest jedynym dźwiękiem, który nam towarzyszy.
Thor wjeżdża w niewielką uliczkę, która prowadzi do mojego domu. Samochód pokonuje bez problemu nierówny teren. Zatrzymuje się niemal przed samymi drzwiami.
— Dziękuję — mówię, podnosząc się. Zerkam za siebie, a wtedy widzę jak Cush chowa prędko do worka łapę wilka, która musiała się wysunąć. Jednak... Moje brwi marszczą się.
— Do zobaczenia, Jerry! — woła Kassy. Uśmiecham się, potakując. Następnie wycofuję się. Samochód odjeżdża, a ja tylko gapię się, aż w końcu znika mi z oczu. Wiem co widziałam.
To była ręka.